El
turista viaja
El
senderista anda
El
peregrino busca
Podróże
krajoznawcze
Piesze
wędrówki
Poszukiwania
pielrzyma
Te proste słowa lecz potężne słowa widniały na ścianie pokoju gościnnego w Hostal San Marcos był to jeden z siedmiu hosteli ,który miałam okazję odwiedzić podczas mojej pielgrzymki na El Camino de Santiago w języku polskim nazywana Drogą Świętego Jakuba. Czytając te słowa zdałam sobie sprawę że właśnie nadszedł ten moment aby przeżyć to rzeczywistości! Wpatrywałam się w ścianę podczas tej epifanicznej chwili przytłoczona łzami szczęścia. Zrozumiałam w tym momencie jaki jest rzeczywisty cel mojej podróży a także wielu innych pielgrzymów ,których spotkałam po drodze.
Na samym początku lipca, odwiedziłam region Galicji w Hiszpanii. Dwa dni przed rozpoczęciem mojej pielgrzymki w O’Cebreiro usiadłam na skale niedaleko Sanktuarium Matki Bożej w Muxii około dwóch godzin na zachód od Santiago w zachwycie fal uderzających o brzeg Antlatyku widok na ocean z sanktuarium zapierał dech w piersiach.
Muxia była ostatnim przystankiem przed dalszą podróżą prowadzącą do Drogi Świętego Jakuba. Nieopodal na skale siedziała starsza pani ,która właśnie zakończyła swój 14-dniowy spacer jako pielgrzym. Hilda również miała łzy w oczach podobnie jak ja. Wypowiedziała kilka słów do mnie w swoim języku ,ale niestety nic z tego nie udało mi się zrozumieć. Zadałam jej kilka pytań w języku hiszpańskim a następnie po angielsku, ale kobieta ta nie była w stanie mnie zrozumieć. Spróbowałam po włosku. Okazało się że starsza bardzo dobrze zna ten język oprócz tego dobrze włada językiem francuskim i niemieckim. Tam się spotkałyśmy dwie kobiety z różnych kultur i środowisk mające ten sam cel dzieląc myśli w języku włoskim siedząc na skale na wybrzeżu Hiszpanii.
Pożegnałam się ze starszą panią słowami “Ci vediamo presto. Vai con Dio” co oznaczało po włosku do zobaczenia i szczęść Boże! następnie wyruszyłam w stronę sanktuarium La Virgen de la Barca tam zauważyłam dość ciekawą skałę byłą ona pochyła i łączyła się z innymi dużymi skałami pozostawiając duża przestrzeń tak że człowiek byłby w stanie się pod nią przeczołgać . W pewnej chwili podszedł do mnie mężczyzna na pierwszy rzut oka pomyślałam to Pan Braun mój nauczyciel francuskiego! Okazało się że był to jeden z pielgrzymów przedstawił się po angielsku ze swoim francuskim akcentem i oznajmił że pochodzi z Normandii skąd pochodzi również mój nauczyciel francuskiego. Jean Francois kończył właśnie swoją siódmą pielgrzymkę z Francji do Muxi powiedział wtedy że skała ,którą podziwiałam jest tradycją wszystkich pielgrzymów przybywających do Muxi wystarczy przeczołgać się pod skałą i wypowiedzieć życzenie oraz przed dotarciem już na drugą stronę. Kim ja jestem aby spierać się z tradycją? Wlazłam pod skałę wypowiedziałam życzenie i po drugiej stronie spotkałam Jean'a pstrykającego zdjęcia z mojego telefonu.
Po opuszczeniu Muxii odwiedziłam Finisterre najbardziej wysunięty na zachód punkt Hiszpanii w celu zwiedzenia miasta i spotkania innych pielgrzymów przybywających z dalekich zakątów. W Finisterre poznałam Bruna włoskiego pielgrzyma, który kończył podróż na El Camino w deszczowe galicyjskie popołudnie. Zajęło mu to 40 dni dotarcie z Saint Jean Pied de Port do Finisterre wliczając w to dwu dniowy postój w celu uzyskania dokumentu poświadczającego iż przeszedł on 100 km. Zaczęłam wypytywać Bruna o cel jego wyprawy i przedmioty ,które bezwzględnie są potrzebne w plecaku podczas wędrówki. Bruno powiedział że pogoda w ciągu 40 dni okazała się nieprzewidywalna i nie był przygotowany na zimną i deszczową Hiszpanię w Maju.
Zawołam członków mojej grupy i razem udaliśmy się w drogę powrotną śpiesząc na autobus. Agustín pielgrzym z kraju Basków ,który rozpoczął swoją podróż z Navarra ,zatrzymał mnie. On, podobnie jak wielu pielgrzymów przybywających tego dnia przeszedł aż 700 km samotnie i potrzebował mojej pomocy przy robieniu zdjęć. Ten obraz, z latarni morskiej w tle, był dowodem wielkiego osiągnięcia : po przejściu ponad 30 dni od wschodniego punktu Hiszpanii po Atlantyk. Agustín podał mi telefon z klapką i przetłumaczył słowa na ekranie, napisane w języku Euskara mówionego w kraju Basków. Potem podniósł sztandar z mapą hiszpańskich Basków i przeczytał napis "Przerzucanie więźniów politycznych do kraju Basków." Celem jego podróży było wspieranie i popieranie więźniów politycznych, którzy byli członkami baskijskiego separatystycznego ruchu. Agustin pocałował mnie w policzek i ciepłym uściskiem pożegnał się ze mną życząc mi dalszej bezpiecznej podróży.
Przed wizytą w sklepie z pamiątkami czekając na autobus byłam bardzo rozkojarzona pięknym śpiewem dobiegającym nieopodal latarni morskiej. Grupa francuskich pielgrzymów, prowadzona przez kapłana, zebrała się przed latarnią oddając czci Bogu i śpiewając w języku francuskim. Zdecydowałam się do nich przyłączyć powtarzając refren piosenki nie mając pojęcia o tym co oznaczają słowa. Gdzie jest Eric Braun, kiedy właśnie teraz go potrzebuję? Pomimo bariery językowej, byłam w stanie połączyć się z grupą francuskich katolików poprzez wspólną duchową wiarę.
W sklepie z pamiątkami w Finisterre, szukałem magnesów, aby umieścić je na mojej tablicy .Z moimi rękami pełnymi magnesów i pamiątek, stałam w kolejce do zapłaty, gdy poczułam rękę dotykającą mnie po plecach. To był Henrik Enrique z Hiszpanii, 86-letni holenderski pielgrzym, który dotarł do Santiago de Compostela o różnych porach dzięki czterem różnych trasom . Spotkałam Henrik'a wcześniej w poprzednim tygodniu podczas prywatnego zwiedzania starego Uniwersytetu w Santiago de Compostela. Moja grupa zatrudniła doświadczonego przewodnika i doktora historii sztuki, Milagros, pokazał i nauczył nas o dawnych salach, które teraz stały się jednym z muzeów. Henrik zwiedzał miasto na własną rękę po czym zakończył pielgrzymkę, gdy dowiedział się o naszej wycieczce postanowił pokazać nam styl architektoniczny budynku. Nie zauważając, że to prywatna grupa, nikt z nas nie miał odwagi aby odmówić temu mężczyźnie. Henrik pokazał nam swój dokument, w którym gromadzi znaczki z różnych miejsc aby udowodnić że pokonał on aż 100 km pieszo. Holender opisał swoją fascynację Drogą Świętego Jakuba jako swoje uzależnienie od spotkania z ludźmi z całego świata i doświadczania nieprzewidywalnych rzeczy.
Rankiem pierwszego dnia mojej podróży budzik nie zadzwonił obudziłam się zbyt późno nie mając czasu aby umyć zęby szybko się ubrałam i wsiadłam do autobusu do O'Cebreiro, 155 kilometrów na zachód od Santiago, o 7 rano, pozostawiając zimne i pochmurne Santiago i z nadzieją na słoneczną, ciepłą pogodę Celem tego dnia było pokonanie 22 kilometrów udając do Triacastela docierając tam przed godzina szesnasta . Udaliśmy się wszyscy razem ,ale skończyło się na tym że każdy dotarł tam o innej porze doświadczając przeróżnych rzeczy.
Po drodze spotkałam młodego człowieka z Niemiec miał na imię Theo trzymał na ramionach wielkiego misia . Moja dociekliwa natura nie pozwoliła mu odejść bez otrzymania kilku odpowiedzi związanych z jego życiem. Okazało się że Theo wraz z jego przyjacielem zajmują się projektem społecznym na rzecz ochrony sierot w Azji. Zaprosili mnie do kawiarni gdzie właśnie mieli wygłaszać swoje przemówienie przyciągać tym uwagę pielgrzymów inicjując rozmowy na temat molestowania dzieci na całym świecie. Jeden z francuzów podsłuchał rozmowę i zaproponował aby zakupić gigantycznego misia od Niemców ,zostaliśmy wszyscy zaproszeni na portalu społecznościowym facebook to polubienia ich strony i promowania. Projekt ten nazywa się ,,Everyday Hero at a café''
W czwarty dzień pielgrzymki, w drodze do Rivadiso, nie mogłam się doczekać, aby ściągnać moje buty trekkingowe i wymoczyć moje stopy w zimnym strumieniu. Zrobiłam sobie przerwę przed schroniskiem usiadłam i nagle usłyszałam głos ktoś rozmawiał w języku angielskim podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać była to rodzina z Seattle oznajmując że razem będziemy dzielić schronisko. Chociaż rozmawialiśmy zaledwie 10 minut nawiązaliśmy niezwykłą więź, która była pozniej bardzo dostrzegalna i za każdym razem wpadaliśmy na siebie na drodze.
Rodzina opowiedziała mi o swojej podróży z St Jean Pied de Port. Nagle w oddali dostrzegliśmy przechodzącego pielgrzyma ,który był pokryty od stop do głów pomimo wysokiej temperatury. Pomachaliśmy my i nazwaliśmy go ,,Tortuga'' jeden z członków rodziny wspomniał że spotkał tego pielgrzyma kilka dni temu i wszyscy nie tylko oni nazwali go La Tortuga inaczej żółwiem . Postanowiłam dogonić tego człowieka i sprawdzić co łączyło go z tym ciekawym pseudonimem. Jego prawdziwe nazwisko to Carlos pochodził z Argentyny. Przypuszczałam że otrzymał taki przydomek ze względu na jego bardzo powolne tempo ,ale on odwrócił się i pokazał mi z bliska swoje zaokrąglone plecy. Carlos jak okazało się iż przyjechał do Hiszpanii aby dzięki pieszej wędrówce zrzucić kilogramy z powodu dużej nadwagi.
Mogłabym napisać książkę o ludziach, których spotkałam w drodze i ich niesamowity wpływ na moje życie. Mój iPhone jest zapełniony zdjęciami i filmami z podróży. Dzięki temu zdaję sobie sprawę, jakim niezwykłym doświadczeniem było dojście do El Camino de Santiago. Pielgrzymka łączy wszystkich ludzi z całego świata, o różnych przekonaniach i punktach widzenia związanych wspólnym celem poszukiwania tzw. nieprzewidywalności. Może w przyszłym roku wybierzesz się ze mną? Jesteś na to gotowy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz