sobota, 1 sierpnia 2015

Zrobiłam to ! Podróż przez szlak Świętego Jakuba

El turista viaja
El senderista anda
El peregrino busca


Podróże krajoznawcze
Piesze wędrówki
Poszukiwania pielrzyma

Te proste słowa lecz potężne słowa widniały na ścianie pokoju gościnnego w Hostal San Marcos był to jeden z siedmiu hosteli ,który miałam okazję odwiedzić podczas mojej pielgrzymki na El Camino de Santiago w języku polskim nazywana Drogą Świętego Jakuba. Czytając te słowa zdałam sobie sprawę że właśnie nadszedł ten moment aby przeżyć to rzeczywistości! Wpatrywałam się w ścianę podczas tej epifanicznej chwili przytłoczona łzami szczęścia. Zrozumiałam w tym momencie jaki jest rzeczywisty cel mojej podróży a także wielu innych pielgrzymów ,których spotkałam po drodze.

Na samym początku lipca, odwiedziłam region Galicji w Hiszpanii. Dwa dni przed rozpoczęciem mojej pielgrzymki w O’Cebreiro usiadłam na skale niedaleko Sanktuarium Matki Bożej w Muxii około dwóch godzin na zachód od Santiago w zachwycie fal uderzających o brzeg Antlatyku widok na ocean z sanktuarium zapierał dech w piersiach.

Muxia była ostatnim przystankiem przed dalszą podróżą prowadzącą do Drogi Świętego Jakuba. Nieopodal na skale siedziała starsza pani ,która właśnie zakończyła swój 14-dniowy spacer jako pielgrzym. Hilda również miała łzy w oczach podobnie jak ja. Wypowiedziała kilka słów do mnie w swoim języku ,ale niestety nic z tego nie udało mi się zrozumieć. Zadałam jej kilka pytań w języku hiszpańskim a następnie po angielsku, ale kobieta ta nie była w stanie mnie zrozumieć. Spróbowałam po włosku. Okazało się że starsza bardzo dobrze zna ten język oprócz tego dobrze włada językiem francuskim  i niemieckim. Tam się spotkałyśmy dwie kobiety z różnych kultur i środowisk mające ten sam cel dzieląc myśli w języku włoskim siedząc na skale na wybrzeżu Hiszpanii.
Pożegnałam się ze starszą panią słowami “Ci vediamo presto. Vai con Dio”  co oznaczało po włosku do zobaczenia i szczęść Boże!  następnie wyruszyłam w stronę sanktuarium La Virgen de la Barca tam zauważyłam dość ciekawą skałę byłą ona pochyła i łączyła się z innymi dużymi skałami pozostawiając duża przestrzeń tak że człowiek byłby w stanie się pod nią przeczołgać . W pewnej chwili podszedł do mnie mężczyzna na pierwszy rzut oka pomyślałam to Pan Braun mój nauczyciel francuskiego! Okazało się że był to jeden z pielgrzymów przedstawił się po angielsku  ze swoim francuskim akcentem i oznajmił że pochodzi z Normandii skąd pochodzi również mój nauczyciel francuskiego. Jean Francois kończył właśnie swoją siódmą pielgrzymkę z Francji do Muxi powiedział wtedy że skała ,którą podziwiałam jest tradycją wszystkich pielgrzymów przybywających do Muxi wystarczy przeczołgać się pod skałą i wypowiedzieć życzenie oraz przed dotarciem już na drugą stronę. Kim ja jestem aby spierać się z tradycją? Wlazłam pod skałę wypowiedziałam życzenie i po drugiej stronie spotkałam Jean'a pstrykającego zdjęcia z mojego telefonu.
Po opuszczeniu Muxii odwiedziłam Finisterre najbardziej wysunięty na zachód punkt Hiszpanii w celu zwiedzenia miasta i spotkania innych pielgrzymów przybywających z dalekich zakątów. W Finisterre poznałam Bruna włoskiego pielgrzyma, który kończył podróż na El Camino w deszczowe galicyjskie popołudnie. Zajęło mu to 40 dni dotarcie z Saint Jean Pied de Port do Finisterre wliczając w to dwu dniowy postój w celu uzyskania dokumentu poświadczającego iż przeszedł on 100 km. Zaczęłam wypytywać Bruna o cel jego wyprawy i przedmioty ,które bezwzględnie są potrzebne w plecaku podczas wędrówki. Bruno powiedział że pogoda w ciągu 40 dni okazała się nieprzewidywalna i nie był przygotowany na zimną i deszczową Hiszpanię w Maju. 
Zawołam członków mojej grupy i razem udaliśmy się w drogę powrotną śpiesząc na autobus. Agustín pielgrzym z kraju Basków ,który rozpoczął swoją podróż z Navarra ,zatrzymał mnie. On, podobnie jak wielu pielgrzymów przybywających tego dnia przeszedł aż 700 km samotnie i potrzebował mojej pomocy przy robieniu zdjęć. Ten obraz, z latarni morskiej w tle, był dowodem wielkiego osiągnięcia : po przejściu ponad 30 dni od wschodniego punktu Hiszpanii po Atlantyk. Agustín podał mi telefon z klapką i przetłumaczył słowa na ekranie, napisane w języku Euskara mówionego w kraju Basków. Potem podniósł sztandar z mapą hiszpańskich Basków i przeczytał  napis "Przerzucanie więźniów politycznych do kraju Basków." Celem jego podróży było wspieranie i popieranie więźniów politycznych, którzy byli członkami baskijskiego separatystycznego ruchu. Agustin pocałował mnie w policzek i ciepłym uściskiem pożegnał się ze mną życząc mi dalszej bezpiecznej podróży.
Przed wizytą w sklepie z pamiątkami czekając na autobus byłam bardzo rozkojarzona pięknym śpiewem dobiegającym nieopodal latarni morskiej. Grupa francuskich pielgrzymów, prowadzona przez kapłana, zebrała się przed latarnią oddając czci Bogu i śpiewając w języku francuskim. Zdecydowałam się do nich przyłączyć  powtarzając refren piosenki nie mając pojęcia o tym co oznaczają słowa. Gdzie jest Eric Braun, kiedy właśnie teraz go potrzebuję? Pomimo bariery językowej, byłam w stanie połączyć się z grupą francuskich katolików poprzez wspólną duchową wiarę.
W sklepie z pamiątkami w Finisterre, szukałem magnesów, aby umieścić  je na mojej tablicy .Z moimi rękami pełnymi magnesów i pamiątek, stałam w kolejce do zapłaty, gdy poczułam rękę dotykającą mnie po plecach. To był Henrik Enrique z Hiszpanii, 86-letni holenderski pielgrzym, który dotarł  do Santiago de Compostela  o różnych porach dzięki czterem różnych trasom . Spotkałam Henrik'a wcześniej w poprzednim tygodniu podczas prywatnego zwiedzania starego Uniwersytetu w Santiago de Compostela. Moja grupa zatrudniła doświadczonego przewodnika i doktora historii sztuki, Milagros, pokazał i nauczył nas o dawnych salach, które teraz stały się jednym z muzeów. Henrik zwiedzał miasto na własną rękę po czym zakończył pielgrzymkę, gdy dowiedział się o naszej wycieczce postanowił pokazać nam  styl architektoniczny budynku. Nie zauważając, że to prywatna grupa, nikt z nas nie miał odwagi aby odmówić temu mężczyźnie. Henrik pokazał nam swój dokument, w którym gromadzi znaczki z różnych miejsc aby udowodnić że pokonał on aż 100 km pieszo. Holender opisał swoją fascynację Drogą Świętego Jakuba jako swoje uzależnienie  od spotkania z ludźmi z całego świata i doświadczania nieprzewidywalnych rzeczy.
Rankiem pierwszego dnia mojej podróży budzik nie zadzwonił obudziłam się zbyt późno nie mając czasu aby umyć zęby szybko się ubrałam i wsiadłam do autobusu do O'Cebreiro, 155 kilometrów na zachód od Santiago, o 7 rano, pozostawiając zimne i pochmurne Santiago i  z nadzieją na słoneczną, ciepłą pogodę  Celem tego dnia było pokonanie 22 kilometrów udając do Triacastela docierając tam przed  godzina szesnasta . Udaliśmy się wszyscy razem ,ale skończyło się na tym że każdy dotarł tam o innej porze doświadczając przeróżnych rzeczy.
Po drodze spotkałam młodego człowieka z Niemiec miał na imię Theo trzymał na ramionach wielkiego misia . Moja dociekliwa natura nie pozwoliła mu odejść bez otrzymania kilku odpowiedzi związanych z jego życiem. Okazało się że Theo wraz z jego przyjacielem zajmują się projektem społecznym na rzecz ochrony sierot w Azji. Zaprosili mnie do kawiarni gdzie właśnie mieli wygłaszać swoje przemówienie przyciągać tym uwagę pielgrzymów inicjując rozmowy na temat molestowania dzieci na całym świecie. Jeden z francuzów podsłuchał rozmowę i zaproponował aby zakupić gigantycznego misia od Niemców ,zostaliśmy wszyscy zaproszeni na portalu społecznościowym facebook to polubienia ich strony i promowania. Projekt ten nazywa się ,,Everyday Hero at a café''
W czwarty dzień pielgrzymki, w drodze do Rivadiso, nie mogłam się doczekać, aby ściągnać moje buty trekkingowe i wymoczyć moje stopy w zimnym strumieniu. Zrobiłam sobie przerwę przed schroniskiem usiadłam i nagle usłyszałam głos ktoś rozmawiał w języku angielskim podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać była to rodzina z Seattle oznajmując że razem będziemy dzielić schronisko. Chociaż rozmawialiśmy zaledwie 10 minut nawiązaliśmy niezwykłą więź, która była pozniej bardzo dostrzegalna i za każdym razem wpadaliśmy na siebie na drodze.
Rodzina opowiedziała mi o swojej podróży z St Jean Pied de Port. Nagle w oddali dostrzegliśmy przechodzącego pielgrzyma ,który był pokryty od stop do głów pomimo wysokiej temperatury. Pomachaliśmy my i nazwaliśmy go ,,Tortuga'' jeden z członków rodziny wspomniał że spotkał tego pielgrzyma kilka dni temu i wszyscy nie tylko oni nazwali go La Tortuga inaczej żółwiem . Postanowiłam dogonić tego człowieka i sprawdzić co łączyło go z tym ciekawym pseudonimem. Jego prawdziwe nazwisko to Carlos pochodził z Argentyny. Przypuszczałam że otrzymał taki przydomek ze względu na jego bardzo powolne tempo ,ale on odwrócił się i pokazał mi z bliska swoje zaokrąglone plecy. Carlos jak okazało się iż przyjechał do Hiszpanii aby dzięki pieszej wędrówce zrzucić kilogramy z powodu dużej nadwagi.
Mogłabym napisać książkę o ludziach, których spotkałam w drodze i ich niesamowity wpływ na moje życie. Mój iPhone jest zapełniony zdjęciami i filmami z podróży. Dzięki temu zdaję sobie sprawę,  jakim niezwykłym doświadczeniem było dojście do El Camino de Santiago. Pielgrzymka łączy wszystkich ludzi  z całego świata, o różnych przekonaniach i punktach widzenia związanych wspólnym celem poszukiwania tzw. nieprzewidywalności. Może w przyszłym roku wybierzesz się ze mną? Jesteś na to gotowy?     
                                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz